nowości 2025

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

MACHNIĘCIA, Dziennik rzymski listopadowy (18)

2015-07-10 13:39

W drodze powrotnej na via Pietro Cavallini zaszedłem do Termo Caracallia. Nie tyle przyciągnęły mnie kamienie, co dobiegający zza ogrodzenia dziecięcy gwar. Gdy tam zaszedłem, okazało się, że termy znajdują się dalej, a to, co zobaczyłem, było najprawdziwszym stadionem miejskim, na którym dzieci, młodzież i dorośli ćwiczyli, dostarczając sobie prawdziwej radości. Duża grupa młodzieży biegała, rywalizując z sobą, kilku mężczyzn truchtało i rozciągało mięśnie nóg, kilka osób obojga płci skakało wzwyż. Każde strącenie poprzeczki kwitowane było ogólnym pohukiwaniem, zaś gdy „lekkiemu atlecie” udawało się przeszybować i miękko upaść na dużym i miękkim materacu, rozlegały się brawa.

Wszyscy byli tu czymś zajęci i zaabsorbowani, pewnie przyszli z własnej woli i nie przymuszani szkolnym obowiązkiem, stąd ta radość i śmiech. A i dorośli niczego się nie krępowali, bo wśród dzieci starszych i młodszych przygotowywali się do własnej zabawy.

Ten rzymski obrazek przywiódł mi na pamięć lektury dotyczące starogreckiego agonu w gimnazjonie i palestrze. Kilka kroków dalej, przy bardzo ruchliwej i szerokiej arterii rozciągał się spory kawałek zieleni, po którym krążyli biegacze. Jeden z nich, nie zważając na piątkowy ruch, biegł między samochodami, ścigając się z nimi. Kierowcy omijali biegacza, a żaden z nich nie pogonił śmiałka i ryzykanta klaksonem. Wtedy dopiero zrozumiałem to, kim są i jacy są Italczycy, co stanowi o istocie ich życia, czemu potrafią się dla przyjemności poświęcić. Oczywiście: sjesta, wieczorne przesiadywanie w gronie znajomych i przyjaciół w trattoriach, smakowanie wina i jedzenie aromatycznych potraw. Być może jeszcze rozmowa, żywa rozmowa okraszana charakterystycznymi westchnieniami i monosylabami, które oznaczają aprobatę lub dezaprobatę, albo po prostu są tylko westchnieniem. Poza tym Italczycy, przynajmniej niektórzy z nich, posiadają ducha rywalizacji, w czym odnajdują radość życia jak dawni Grecy.

Venerdi, 29 listopada 2013 (3)

© Maciej Wróblewski