Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
„L’art est l’oeuvre d’inscrire un dogme dans un symbole”, a zatem „Sztuka to dzieło odciskiwania dogmatu w ścisłym łonie symbolu” – właśnie tak przełożyłbym słowa Adama. Może tkwi w tym jakaś głębinowa prawda, że wpierw obwołany został anarchosymbolistą? Określenie „synowie Adama” nabiera w tym kontekście wyrazistego, dwuznacznego charakteru. Ba, o sobie także mógłbym coś podobnego powiedzieć – przykładowo: wywodzę się z plemienia synów Adama, ściślej, synów Paula Adama. Jego pomnik znalazłem około ósmej rano na tyłach Narodowego Teatru Tańca Chaillot. I ponownie złudzenia, epidemie złudzeń. Myślę o anarchosymbolizmie Adama, przeszukując bazy polskich bibliotek w poszukiwaniu przekładów jego powieści – znajduję Czarnego węża przełożonego w 1910 roku. Kątem oka spozieram równocześnie na paryskie manekiny, zdumiony wyrzeźbioną w ich sylwetkach liniaturą mięśni, zwężeń przed- oraz nadramion, wyeksponowanymi kośćmi obojczykowymi. Muszę dawać wyraz swoim idiosynkrazjom i anachronizmom – nawet jeżeli byłyby jedynie hipotezami moich poglądów, przede wszystkim w tych zapiskach. Jak by powiedział Adam, dogmat nie tyle składa się z uprzedzeń, co z tego, co z nimi uczynimy. Dogmat to sam finał „spektaklu uprzedzeń”, wybrzmiewa w ostatnim momencie „widowiska” jako koda płynnie narastającego (czasami przez lata) szału.
Popołudnie spędziłem z Danielem w Musée Jacquemart André, w którym oglądałem Boticellego. Najsilniej przemówił do mnie Boticelli późny, archaicznie surowy, „savonarolienne”, jak powiedzieliby o nim niektórzy z Francuzów. Chciałbym zobaczyć Wenus „savonarolienne”, choć nie mniej istotne jest dla mnie, że mogę ją sobie wyobrażać – właśnie w Paryżu, podobnie jak dla przykładu – „Narodziny Piety”. Czy istnieje Wenus Chrystusowa? Lub, ujmując inaczej, czy istniałaby substancja, którą – co do jej natury określilibyśmy nie tylko „złotą wydzieliną”, lecz także (już nawet) substancją Chrystusową, następnie zaś – ową Chrystusową substancję gotowi bylibyśmy nazwać Wenus. We wnętrzach Jacquemart André kojarzących mi się z francuskim Wawelem (szczególnie z Salą Pod Planetami) zaczynam rozumieć, że jeżeli Savonarola gotów byłby przytaknąć podobnej karykaturodoktrynie, późny Boticelli, równie surowy względem siebie, jak i względem niego, gotów byłby sportretować Wenus ukrzyżowaną. Hyle savonarolienne rozciągnięte na krzyżu może być przecież ciałem żeńskim – Golgota-Toaleta Wenus.