WOŁKOWYCKA. Działakowscy czy Dziełakowscy? Gawlińscy czy Pawlińscy? Pieczykowscy czy Pieńczykowscy (Pięczykowscy)? Nie lubię, gdy zniekształca się nazwiska naszych sybiraków, irytuje mnie niesolidność. Zwłaszcza że wielu z nich nie posiada imion (pan Szyfman), przeczytajmy na przykład opowieść o Wołkowyckiej, wywiezionej do pawłodarskiej obłasti: „Pani Wołkowycka, idąc w taki buran z poczty w centrali z paczką przysłaną z Polski, na ośmiokilometrowej trasie do swojej fermy, usiadła na polskiej ośmiokilogramowej paczce, żeby odpocząć. Kazachowie po nią wyjechali, jednak nie spotkali jej na tej drodze, którą powinna wracać. Ona, kiedy wstała, błądziła dotąd, aż upadła. Znaleźli ją daleko od drogi poszarpaną przez głodne wilki”.
I kolejna, nieco chaotyczna opowieść. Bodaj z 1942 roku: „Jako pierwsza nie przyjęła radzieckiego obywatelstwa Mąż Zaufania, pani Gerejowa. Została osądzona i skazana na dziesięć lat łagrów i odesłana do kopalni węgla w Karagandzie. Pani Musiałowa, sekretarz polskiego komitetu, też nie przyjęła. Została osądzona na dwa lata. Pani Miszkowa zmarła przy nadludzkiej, katorżniczej i przymusowej pracy. Większość przyjęła przymusowe obywatelstwo (...), bowiem matki robiły to dla dobra swoich dzieci. Pani Gerejowej siostra również tam zmarła. Władzia Sobolewska z Suchowoli została uwolniona, bo była już na wykończeniu. Przypłynęła parostatkiem, usiadła bezsilna nad Irtyszem. Zabrano ją do szpitala, gdzie po trzech dniach zmarła”.
Według sybiraczki Lidii Apolonii Brzeskiej „kopalnia węgla w Karagandzie nie była obozem pracy, ale obozem śmierci”.
O Brzeskich będę pamiętał, osobno napiszę o sybiraku Ryszardzie Brzeskim (1928-2005). Brzescy uciekli z sowchozu w Akkulsku do Krasnokutska: „Trzeciego dnia (...) zjawiła się tu milicja z centrali z rozkazem, żeby z powrotem wracać do sowchozu. Gdyby nie została przeprowadzona rozmowa z Mężem Zaufania panią Gerejową, musielibyśmy wracać do sowchozu. Powrót byłby dla nas wykończeniem” (Krasnokutsk, wiosna 1942).
[7 IV 2025]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki