Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Wiele się przez tych 18 lat zmieniło, ale... nazwy pozostały.
Lubię nazwy podwarszawskich miasteczek. Dajmy na to taki Tłuszcz. Czy Państwo jechali kiedyś podmiejską kolejką z Warszawy do Tłuszcza (nigdy nie piszcie: Tłuszczu)? Wybite szyby, pomazane przez tzw. grafficiarzy (czytaj: malujących inaczej) wagoniki, smutni ludzie wracający z pracy do domu. I – oczywiście – przysłowiowe „kolejowe brudy”.
Albo na przykład Ząbki. Tamtejsi mieszkańcy chyba na niejednym zjedli zęby. Chociaż jeżeli chodzi o te sprawy, to na pewno mocniejszy jest Pruszków, ewentualnie Wołomin. Natomiast w Kobyłce powinni liczyć się z każdym słowem (na zasadzie: „Słowo się rzekło, kobyłka u płotu”). Dobrze nam się też kojarzą: ekologiczna Zielonka, moje imiennicze Marki (mogą być nawet nocne) i – powiedzmy to z radością – Wesoła.
Również Wielkopolska obrodziła w swojsko brzmiące nazwy: Oborniki, nieortograficzny Kórnik, czy słynące z więzienia i kuchenek – Wronki. Ale że poznaniacy zawsze byli ambitni, w Kórniku uwiła sobie gniazdko sławna biblioteka oraz Instytut Polskiej Akademii Nauk. Z Kórnika pochodzi też laureatka Nagrody Nobla.
A jak wygląda ten problem u nas. Czy Państwo wiedzą na przykład, jak utworzyć przymiotnik od słowa Głowno? Nie, nie głownieński, tylko głowieński! Mieszkają tu zaś głowienianie (zapewne tęgie głowy). Zresztą – jak donosiła lokalna prasa – Głowno to taki podłódzki Pruszków.
W Ozorkowie – podobnie jak gdzie indziej – trzeba uważać, aby nie wzięli nas na języki (z uwagi na zagrożenie chorobą wściekłych krów nie piszę wcale o wołowych ozorach). Nowy podział terytorialny ujawnił natomiast – czego byliśmy świadkami w telewizji – odwieczną przyjaźń i braterstwo Brzezin z Koluszkami (w lokalnej nomenklaturze opisuje je formuła: „żyje jak kaczedołki z węglarzami” albo odwrotnie).
Ale skończmy już z tymi niedorzecznymi – w gruncie rzeczy – docinkami i zajmijmy się poważniejszymi dociekaniami.
W ustaleniu etymologii nazw geograficznych często niezwykle pomocna jest znajomość historii. Fakt powstania w czasach zaboru rosyjskiego wpisany jest w nazwy Aleksandrowa i Konstantynowa. Ta pierwsza uwiecznia cara Aleksandra I, druga natomiast – wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza (tego, którego wzięła cholera). A tak na marginesie – w XIX wieku Aleksandrów Łódzki wcale nie był Łódzki, tylko Łęczycki albo Fabryczny.
Nie mogę tu, oczywiście, nie wspomnieć o miastach tkaczy – Pabianicach (pamiętam jeszcze ze szkoły dosadne sztubackie porównanie) i Zgierzu, wymieniałem już bowiem miasto krawców – Brzeziny oraz pończoszników – Aleksandrów („skarpetkowo”).
W związku z wejściem w trzecie tysiąclecie czasem zadajemy pytanie – dokąd teraz płynie ta nasza Łódź? Należałoby sobie życzyć, aby nikt tu nigdy nie działał na zasadzie „Po nas choćby potop” i aby była to raczej opiekuńcza arka Noego, a nie idąca na dno łódź podwodna.
[„Kalejdoskop”, nr 5/2001, s. 9]
© Marek Czuku