Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
5.04.21 Łódź
Lany poniedziałek, za oknem dwanaście stopni, wybieramy się więc z Dorotą na świąteczny spacer do Arturówka. To kompleks rekreacyjno-wypoczynkowy w północno-wschodniej części Łodzi, położony wokół trzech sztucznych stawów na Bzurze, w pobliżu jej źródeł. Nazwa upamiętnia syna właścicieli Łagiewnik i Soboty, Artura Zawiszę Czarnego, powieszonego w 1833 roku przez Rosjan za działalność patriotyczną.
Podobny do nas pomysł miało sporo ludzi. Nie ma wprawdzie tłumu, ale stale kogoś mijamy – a to pojedyncze osoby, a to pary bądź całe rodziny. Mnie się udaje spotkać znajomego z pracy, mecenasa Darka. Wielu łodzian czynnie spędza czas – na rowerze lub w biegu, starsi zaś preferują kijki, a dzieci – małe rowerki. W zimnej wodzie hartuje się czwórka wiosennych „morsów”, w pobliżu pluska się kilka kaczek, dochodzi z dala ćwierkot niemrawych jeszcze ptaszków. Do kompletu fauny trzeba dodać domowe pieski, którym właściciele wreszcie pozwalają się wyszaleć.
Obchodzimy staw dookoła i wchodzimy do lasu, z którym Arturówek graniczy od północy. Idziemy niebieskim szlakiem lekko pod górkę i mijamy bokiem Rezerwat Las Łagiewnicki. Wiosna jeszcze się na dobre nie rozbudziła, zieleni jak na lekarstwo, wokół rozpościera się dywanik zeschniętych szaroburych liści. Za to drzew urodzaj: rozpoznaję świerki, sosny, brzozy i dęby, a jest tu ich znacznie więcej, bo łącznie z krzewami ponad sto gatunków.
Czas mija szybko, pora wracać. Wdychamy ostatni haust świeżego, rześkiego powietrza. W ciągu osiemdziesięciu minut przeszliśmy siedem kilometrów.
© Marek Czuku