nowości 2025

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

Dziennik kreteński, czyli Kolonia Karna Kreta (3)

2014-12-23 18:58

W piątek, 18 lipca o drugiej w nocy wyruszamy taksówką na lotnisko w Langenhagen. Jest to najbliżej nas położony port lotniczy. Dobrze jest mieszkać w odpowiedniej odległości od lotniska. Taksówkarz okazał się być rozmownym, nieortodoksyjnym Persem. – Mahomet i Jezus to klasyczne przykłady istot pozaziemskich – oświadczył nam na niemiecki dzień dobry, a polski dobry wieczór. W chwilę potem, na pobliskim rondzie, dowiedzieliśmy się, iż nasz perski woźnica nie zgadza się z tym, aby rządy różnych państw nie informowały o tym, że obcy już dawno wylądowali i żyją pośród nas. Zgodnie odparliśmy, że w całej rozciągłości podzielamy jego pogląd, i poprosiliśmy, aby zechciał łaskawie skręcić w prawo; wolimy jechać przez miasto, autostradą jest bowiem dalej. Pers spełnił nasze życzenie i rozkręcił się na dobre. Przez całą drogę snuł opowieść o aniołach i prorokach, którzy w rzeczywistości byli i są przybyszami z planet o bardziej od ziemskiej rozwiniętych cywilizacjach. Tak więc znowu nie dowiedzieliśmy się niczego nowego.

Potem zapytał jeszcze, skąd pochodzimy, a gdy dowiedział się, że z Polski, ucieszył się jak małe dziecko. – Kocham cię, kwiatuszku – powiedział po polsku i wyjaśnił, że nauczyła go tego Iwona, z którą był przez parę lat, ale musiała wracać do domu, toteż teraz już z nią nie jest, bo być nie może.

Gdy wysiadaliśmy z taryfy, zapytał, dokąd lecimy. Na wieść o tym, że na Kretę, stwierdził, że koniecznie musimy zajrzeć na płaskowyż Idy, gdzie regularnie ląduje UFO. – Kto wie, może zabiorą was z powrotem – zauważył tajemniczo.

– Dokąd? Tutaj, do Hanoweru? – zapytałem.

Go home! – krzykną, wbijając wskazujący palec w ciemne niebo, i już go nie było.

Dopiero wtedy zauważyliśmy, że podwiózł nas na dolny poziom portu lotniczego, gdzie przylatywały samoloty. Musieliśmy wdrapać się na górę, skąd były odloty.

– Mówię ci, to był prawdziwy ET – stwierdziła Mok, sapiąc pod ciężarem plecaka.

Nie tylko przez grzeczność nie zaprzeczyłem.

Głowę bym dał, że miała coś głębokiego na myśli. Ona tak często.

© Dariusz Muszer

►oficjalna strona internetowa autora