nowości 2025

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

MACHNIĘCIA, Podlaska jazda we wrześniu 2

2016-03-05 14:52

Szum mijanych wiorst. Spoza ekranów tłumiących moje i tamtych westchnienia czasem coś widać: rzucam znad kierownicy ciekawie oczy na moje Kujawy. Mój dziadek, Wróblewski Józef, Kujawy zjeździł na rowerze. Ojciec mój mówił, że dziadek Wróblewski Józef z Ciechocinka zapuszczał się przez Nieszawę pod Włocławek i dalej. Dnie całe cyklistycznie tuż po wojnie objeżdżał, węszył, szukał, patrzył, opukiwał najmniejszą wiochnę. Ale dziadek Wróblewski Józef najwięcej lubił grzyby zbierać – olszówki. I on po tych południowo-wschodnich Kujawach pedałował, od Radziejowa do Nieszawy, czasem jechał na zachód w kierunku Inowrocławia. Zjeździł te wszystkie „ewy”: Wołuszewo, Siarzewo, Służewo. Teraz ja z Violą przez Kujawy na Mazowsze. I gdy przekraczam granicę regionów zaraz mi lirnik mazowiecki wchodzi przed maskę pędzącego auta i nie dlatego, że go lubię. Mazowsze zawsze mi jakoś z lirnikiem Lenartowiczem Teofilem się kojarzy, więc on mi teraz szkodzi patrzeć na Mazowsze.

Drzew wszystkich nie wycięli, puste pola, ptaki czarne i duże, jacyś ludzie w oddali idą, a tu moja jazda. Czasem chciałbym ich zaczepić i o drogę spytać i co u nich, jak tam. No ale autostrada mnie nie pozwala, zajmuje mnie mijankami. Wiorsta za wiorstą. Zerkam w bok, żeby połacie i strzępy mazowieckie płaskie, nudne pod horyzont idące w ten początek ciepłego września zobaczyć. Mazowsze się zaczęło, poszło Płockiem, Łowiczem i innymi. Szukam myślami tego, co przede mną. Podlasie. Zajęty drogą nic innego sobie nie myślę, tylko Podlasie. Kiedyś byłem na jego północnej stronie, tej z Biebrzą, z Czerwonymi Bagnami i historią mego drugiego dziadka – Przestrzelskiego Jana, co to na tych cholernych bagniskach wojował. I się dowojował ran jakichś. Jak to na wojaczce.

© Maciej Wróblewski