Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Redakcja powieści wymaga silnego charakteru, a zarazem – silny charakter wyrabia i wzmacnia. Praca nad Niemożliwością Piety zajęła mi piętnaście miesięcy, całość materiału redaguję już natomiast miesiąc trzeci – z ostatniego kryzysu korektorskiej pracy nad tekstem podnosiłem się ostatnie dwa, trzy tygodnie temu. Zależy mi na utrzymywaniu dotychczasowej strumieniowej kadencji składniowej, jednak zdaję sobie sprawę z tego, że będzie to możliwe tylko przy uczytelnieniu poszczególnych, rozbudowanych okresów zdaniowych. Klarowanie sensów zdania musi się tu odbywać bez zmniejszania napięć zdaniowych, to te napięcia są bowiem nośnikami właściwego, najgłębszego znaczenia. Ktoś, kto pragnąłby pozbawić Niemożliwość Piety wewnętrznej spójności narracyjnej, musiałby właściwie dokonać czynności całkowicie mechanicznej: wymienić dłuższe okresy składniowe na okresy minimalnie krótkie, zlikwidować charakterystyczne frazowanie, wielokrotne złożenia zdań uczynić pół- lub ćwierćfrazami, z jednej bazyliki konkatedralnej – mówiąc metaforycznie – wytopić trzy średniej wielkości kościoły: resztę przetopu wyrzucić.
Utrzymywanie napięcia semantycznego w ciele tekstu, pomimo natury języka, który żywo względem podobnego napięcia protestuje, wszczynając kolejne bunty z cichą nadzieją na ostateczne uzyskanie zwięzłości – to najtrudniejsza część warsztatu prozaika strumieniowego. Oczywiście – myślę na swe usprawiedliwienie o małych formach Andrzejewskiego: Bramach raju, Teraz na ciebie zagłada. Pociesza mnie myśl, że zdołał obronić przewlekłe, poetyckie kadencje swojej prozy, a co więcej, był do tego stopnia przekonujący, że jego utwory uznano z czasem za formy czystych, ponowoczesnych parabol. Jego przypadek uzmysławia, że podobna droga – choć niepopularna – musi być całkowicie możliwa: potencjalnie i praktycznie. Mówiąc nie w pełni jasnym wyobrażeniem: istnieje gdzieś rozległe pole praktyki – praktyki twórczej, praktyki pisarskiej – która odpowiada temu marzeniu w skali jeden do jednego, gdzie technika i alchemia łączą się ze sobą, krzyżują w spójnym, realistycznym rezultacie.