nowości 2025

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

NOTES, Uporządkowanie Edenów

2021-02-28 16:10

Może to jednak nie najgorsza refleksja na ostatni dzień lutego? Od kilku dni myślę o analfabetyzmie twórczym. Wydaje mi się, że zjawisko to legło u podstaw wielu kryzysów – humanistycznych i antropologicznych. Mam również wrażenie, że jest stanem po dziś dzień zupełnie nieoczywistym i niewyrażonym. Jeżeliby zaś doprecyzowywać cały jego charakter, podążając na tyle wiernie, na ile się oczywiście da w głąb jego istoty, to szłoby tutaj o analfabetyzm procesów twórczych, a więc o zanik, o nieuświadomienie, po trosze o coś mniej oczywistego, może o agnozję wiedzy o tych procesach, o zapomnienie o ich indywidualnych wymiarach oraz przejawach. Szłoby również o analfabetyzm wiedzy o twórczości sprowadzanej do czegoś artefaktalnego, do złotego runa artystów, lotnego artefaktu ich chimerycznej wyobraźni.

Mi samemu wystarcza sama wiara, a może już samo przekonanie, że możliwe byłoby napisanie „Krytyki rozumu twórczego”. Nie oczekuje jednak na żaden tekst podobnego rodzaju – wystarcza mi, że w sposób intuicyjny chwytam, czym byłaby kantowska apercepcja twórczości, jej bezwzględny, ale i czuły zarazem rozbiór, dokonywany również po to, ażeby uwolnić się od jej mityzacji, estetyzacji czy fetyszyzacji, aby nie stać się opium-Eater, „opiumistą”, jeżeli mogę się tak wyrazić, to znaczy  – aby nie karmić się „opium literatury”, posługując się dobrze znanym w wielu kręgach językiem de Quinceya czy Marksa naraz. Nie, nie chcę tworzyć bezwzględnej logiki twórczości, podkreślam, pragnę czego innego, pragnę wolności: nie stać się ofiarą mitu, nie stać się ofiarą wyznawców, ofiarą twórczości pojętej jako „bezwiedne bóstwo” zgotowane ludziom przez ludzi. Bezwiedność jest, a właściwie bywa przyczyną – wtórnej analfabetyzacji (jakie tarcia sformułowań; ale są tu potrzebne).

Warto do głębi, aż po samo dno znaczenia, zrozumieć alfabet twórczości, zrozumieć i zapamiętać – w sposób uporządkowany. Dokładnie tak, wzywałbym do uporządkowania Edenów, uporządkowania osobistych Edenów. Coś, co zaczyna się dzisiaj, a właściwie – zaczęło się w wieku XX od pism Pounda, Eliota, biografii Goulda, rozmów Malraux z Picassem i Sylvestra z Baconem – będzie miało kiedyś swoją kontynuację. W „Krytyce rozumu twórczego”. Lub nie. Nie ma to dla mnie jednak wielkiego znaczenia. Mi samemu starczy samo przeczucie tej „Krytyki”. Jak dobrze ją słyszeć, a właściwie – jak dobrze fantazjować o niej.

© Karol Samsel