Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Coraz poważniej zadaję sobie pytanie o to, czy literatura winna stać po stronie piękna czy po stronie prawdy. Pragnę przez to powiedzieć, że jeżeli zadaję sobie to pytanie, coraz poważniej przestaję wierzyć, że jedno da się pogodzić z drugim – bo, być może, jednym z największych mitów etycznych, w jaki uwierzyliśmy na przestrzeni wieków, jest... kalokagatia? Może to niemożliwe, aby stojąc po stronie piękna, literatura stała również po stronie prawdy, prędzej bowiem utożsami prawdę z „inkwizytorstwem”, a co najmniej z „weredykowaniem”, podobnie zresztą jak literatura z przeciwnej strony uporczywie tożsamić będzie piękno ze skapitalizowaną, realnie lub wirtualnie, stylistycznie lub warsztatowo, próżnością. Tak, istnieje coś takiego, jak próżność warsztatowa – tak zresztą, jak istnieje pewnie coś takiego, jak warsztatowy weredyzm... Salman Rushdie powiada niezwykle przytomnie – że współcześnie największym wyzwaniem stojącym przed literaturą nie jest fundamentalizm i ekstremizm, ale niezdolność odróżnienia prawdy od fałszu i populizm, ale populizm pojęty właściwie jako populizm fundamentalny i globalny. Ale może Rushdie jest weredykiem – i uprawia jako pisarz „weredyctwo warsztatowe”. Na tej samej zasadzie koncepcję opowiadania/interpretowania Olgi Tokarczuk – wyrażoną między innymi w eseju „Lalka i perła”, bądź „Czułym narratorze” – można by nazwać „próżnością opowiadania”. Jaki zresztą związek ma opowiadanie z weredyzmem?
Coraz częściej – myślę, że żadne – opowiadanie nie służy dążeniu ku prawdzie, ale dążeniu ku pięknie, jednakże – jak już powiedzieliśmy – właśnie odkrywamy, że jedno nie znaczy drugiego... By być bliżej prawdy, winniśmy być daleko od tradycyjnych sposobów opowiadania i naszych z nim obrządków – może zwłaszcza tych terapeutycznych – by być bliżej prawdy, winniśmy (może!) być bliżej awangardowości – a czy awangardowiec – jest weredykiem? Być może – i być może należałoby napisać wielki esej krytycznoliteracki – o „weredykowaniu” awangardowców, ale – z szacunkiem, nie tylko jako o formie obsesji, ale również pasji. A jakie jest zadanie XXI-wiecznego weredyka? Otóż – nie wiem, czy istnieją jeszcze zadania... W dawnym tego słowa znaczeniu... Może tak... jeżeli literatura miałaby zostać nieodłącznie związana ze sztuczną inteligencją, a zatem, właściwie, z horror vacui – zadaniem weredyka-awangardowca winno być zrobienie wszystkiego, co w jego mocy, by black box tej inteligencji literackiej zastąpić... white boxem... czarne skrzynki – białymi skrzynkami... Filozofia białej skrzynki powinna stać się podstawą każdego neointelektualizmu...