Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Pada śnieg, zawsze gdy pada śnieg powracam do chwili gdy pisałam wiersz „Niepewność” z tomiku „Płonący tramwaj” (2001). To właśnie śnieg był jedynym towarzyszem tamtej nocy gdy pisałam ten wiersz. Właściwie nie pisałam, ale zapisywałam bo usłyszałam go, jakby mi ktoś szeptał do ucha. Nigdy nie odgadłam kto to mógł być. Nigdy też nie przeżyłam tak emocjonalnie tworzenia jak wtedy. Było w tym coś z miłości jakby słowo odwzajemniło mi moje uczucie. Jakby przez chwilę przemieniło się w ukochane ciało. To była ta chwila, która staje się wszystkim: wzruszeniem, zachwytem ale i nieludzkimi przeczuciami. To była ta noc, która jest podziękowaniem: za długie oczekiwanie, za nieustanne czekanie, za znój twórczej drogi. Historia wiersza. Jedna z wielu. Właściwie każdy mój wiersz ma swoją osobną, niepowtarzalną historię. Noszę się z zamiarem by napisać książkę: Historia wierszy. Będę w niej opisane historie, które towarzyszyły pisaniu moich wierszy. Bo pisanie wiersza to nie jest coś jak pstryknięcie z palca. Z wierszem się zasypia, z wierszem się budzimy, z wierszem wychodzimy na spacer, z wierszem spotykamy ludzi. To wszystko kształtuje ostateczny wymiar przestrzeni jaką jest wiersz. Wiersz sadzam na fotelu i mówię do niego: teraz masz być. Musisz nauczyć się mówić, musisz nauczyć się iść między ludzi. I powstaje jakiś byt. Bynajmniej nie mnożę bytów ponad powinność. Wiersz, który ma nadejść jest jak wschód słońca, jak poranek, jak świt. Coś co noszę w sobie od dawna i czemu formę nadaje nie mój kaprys ale jakiś głęboki imperatyw tworzenia.
© Ewa Sonnenberg