nowości 2025

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

SYLWA O SMAKU LITU, Czy poeci to idioci?

2025-05-23 11:39

Niełatwo jednoznacznie zdefiniować terminy „idiota” i „idiotyzm”. Dla starożytnego Greka idiotą był ten, kto nie uczestniczył w życiu społecznym i miał sobie za nic to, co dzieje się w jego pięknym, śródziemnomorskim polis. Potem termin ten miał znaczenie medyczne i był używany do określenia stopnia upośledzenia, a przestano go używać, gdy wstąpił do mowy potocznej jako obraźliwe określenie osoby po prostu głupiej. Natomiast pojęcie „idiotyzmu” będzie już nieco inne. Z powyższych definicji możemy się spodziewać, że będzie to albo działanie ignoranta, albo kogoś nieobdarzonego przeciętną nawet dozą rozumu. Jednak jest jeszcze (chyba mało znana) definicja idiotyzmu, która mówi, że „idiotyzmem jest czyn odwrotny, niż prowadzący do założonego celu”. Tak więc jeśli chcesz się napić espresso, idiotyzmem będzie na przykład wlanie go sobie do rozporka. I gdy oprzemy się na tej właśnie definicji, możemy postawić pytanie: o cel ― bo po co właściwie pisze się poezję?
Niedoświadczeni, a co ważniejsze, dojmująco niezorientowani adepci poezji, ulegają czasem pewnej pułapce ustawionej na drodze chronologii, ponieważ ucząc się o Mickiewiczu, Horacym, czy nawet Norwidzie lub Sienkiewiczu, wyobrażają sobie, że poezja przyniesie im sławę, w najgorszym wypadku pośmiertną, wybudują pomnik ze spiżu a naród im będzie dworki z wdzięczności budował. Czasy niestety się zmieniły i to dość radykalnie. Przyboś w swoim szkicu „Obowiązek Artysty” zauważa, że czytelnicy w Polsce mogą stanowić około dwudziestu, trzydziestu procent ludności, a jest to tekst z roku pięćdziesiątego dziewiątego... Ciężko też być mocno przywiązanym do sądów o tak dużej grupie, jak „Polacy”, w końcu takie kalkulacje są zawsze mocno orientacyjne, ale powiedz mi, jeśli nie wierzyć Przybosiowi, to komu wierzyć? Czytelnictwo zanika w zatrważającym tempie, a powiem Ci więcej! Miałem styczność z młodzieżą ― dawałem korepetycje przez wiele lat. Pierwsze pytanie jakie zadawałem nowemu uczniowi brzmiało: Który z nich jest wieszczem: Krasicki, czy Krasiński? I gwarantuję, gdybym zapytał ich czy Kartagina brała udział w wojnach punickich, mieliby takie same szanse na poprawną odpowiedź, bo i tak strzelali. Żaden z nich nie wiedział również, czy Miłosz dostał Nobla czy nie, wielu jednak twierdziło, że Nobla z pewnością dostał Mickiewicz. Pominę tu ich „umiejętność” interpretacji wiersza, bo szkoda gadać.
Zatem dzisiaj pisanie poezji ma tyleż sensu, co robienie salta, by się dostać do warzywniaka. Wszak z tych co czytają w ogóle oddzielić jeszcze trzeba czytających poezję, czytających Twoją poezję, i rozumiejących ją. W tym wypadku jeśli dotrzesz do kilku(nastu) śmiałków, jesteś wygrany. Nie, poezji nie robi się dla sławy! Ja doskonale znam niezawodną receptę na sławę w naszych czasach: rozbierz się do naga, zaaplikuj sobie per rectum marchew z obfitą natką, weź flagę tęczową, wymaluj na niej swastykę i przejdź się Nowym Światem w południe, śpiewając „Barkę”. Wszyscy będą Cię znać, gwarantuję. Sława do stóp Ci upadnie.
Więc może poezję się robi dla przekazania myśli? Ileż to szczytniejsze od samej sławy... Tylko że jest dzisiaj masa lepszych pomysłów. Posty, podcasty, blogi...
Gombrowicz w polemice z Miłoszem na łamach „Kultury” pisze „Lecz, wypowiadając siebie [pisarz] musi dbać, aby jego sposób mówienia był zgodny z istotnym jego położeniem w świecie”. To stwierdzenie skazuje poetę na idiotyzm właśnie. Na zignorowanie własności zastanego świata i postępowanie nie prowadzące w istocie do założonego celu. Dalej Gombrowicz pisze „poezji nikt nie lubi”, a co więcej jego adwersarz, noblista (bo tak, tak, Miłosz dostał Nobla, a Mickiewicz nie), poeta przyznaje mu rację.
Więc jakże ― idioci? Moment, daj mi chwilkę jeszcze. Zaraz połączymy wszystko.
Sito Erastostenesa to algorytm do weryfikowania liczb pierwszych. Uznając jego wynalezienie za początek zagadnienia, przez tysiąclecia niezliczeni matematycy pochylali się nad tym problemem, tracili dla niego rozumy, kariery i rodziny. Problem uważany był za naznaczony klątwą, młodym matematykom mówiono „zajmij się czymś pożytecznym, a nie liczbami pierwszymi”. Rzeczywiście, przez ponad dwa tysiące lat wąskie grona szaleńców traciły życia poświęcając się temu zagadnieniu. Trzeba przyznać, że zgłębianie go wtedy było idiotyzmem. Nie miało sensu. W każdym razie nikt takiego sensu nie widział. Znalezienie wzoru na liczby pierwsze (algorytm pomaga tylko stwierdzić, czy dana liczba jest liczbą pierwszą) przez owe ponad dwa tysiące lat nic by raczej przełomowego nie wniosło. Ale gdyby dzisiaj ktoś ten wzór odkrył, to prawdopodobnie byłby w stanie opanować globalną bankowość, ponieważ stoi ona właśnie na liczbach pierwszych. Chociażby Twój bliczek nie śmigałby, gdyby nie liczby pierwsze. Przelew też. O czym konkretnie mówię?
Jim Holt, bardzo dobry (jak na moje) eseista, dziennikarz i filozof, podobnie jak ja o poezji, pisze o czystej matematyce. Mówiąc kolokwialnie, jest to dział matematyki, którego działania nie prowadzą do żadnych utylitarnych efektów, matematyka ta jest uprawiana ― jak twierdzą jej adepci ― tylko dla piękna. W wyniku tego, w proponowanym ujęciu jest to dział matematyki dla idiotów. Jednak przez ponad dwa tysiące lat czołowym przedstawicielem tego działu matematyki był problem... oczywiście! ― liczb pierwszych. Właśnie dlatego Holt nazywa ten dział matematyki „kurą znoszącą złote jaja”, wszak w końcu badanie tych liczb znalazło bardzo ważne zastosowanie.
Sprawa czystej matematyki i poezji wygląda bardzo podobnie. Garstka zapaleńców traci życia na coś, co z pozoru jest idiotyczne, bezsensowne, by potem nagle ― tak przepowiadam, bo poecie wolno ― wspomniane jajo znieść.
Do czego zmierzam? Cóż, Kasparow przegrywa z maszyną, ponieważ to on chce wkroczyć w jej kompetencje. Niebawem, a właściwie już teraz, to maszyna chce wkraczać w nasze kompetencje. I jak na moje, to właśnie na poezji się wyłoży. Poezja jest nielogiczna, antylogiczna. Dwa przeciwstawne zabiegi prowadzą do tego samego celu, popatrz, wielu twierdzi stanowczo, że dobry wiersz to taki, który jest precyzyjny (z pewnością Przyboś i Norwid), ale na przykład doskonałość poezji Leśmiana polega na braku tej ostrości (pisał o tym Sandauer). Więc co to jest, jeśli jedynka może być dwójką? Dobrze myślisz, „ex contradictione quodlibet”. Jest to nazwa błędu logicznego, który którego obecność czyni każdy system z wejścia bezużytecznym. A jednak ― poezja nie jest bezużyteczna. Tego powiedzieć nie można.
Co więcej, ludzkie stanie się już niebawem towarem deficytowym, ludzkie będzie rarytasem, sztuki grane przez prawdziwych aktorów nie upadną, poezja nie upadnie z podobnego powodu, z którego nie upadło jedzenie. Moglibyśmy żywić się tabletkami, ale ludzie jedzenie po prostu lubią. I wbrew temu, co mówili Panowie zderzający swoje poglądy w „Kulturze”, ludzie poezję może też polubią, ponieważ stanie się towarem jeszcze skrajniej deficytowym niż dziś. Czy to wizja zbyt świetlana? Jeśli nawet tak, to może poezja stanie się czymś w rodzaju weryfikatora i będzie po prostu utylitarna? Będzie złotym jajem humanizmu.
My sami, poeci, w swoim wąskim gronie, do którego jestem uprawniony się zaliczyć, może uprawiamy poezję tylko po to, by istniały takie formy piękna, jak nasze teksty, wszak nie tworzymy jej tylko dla siebie, bo tylko dla siebie pisze się (jak powiedział Eco) tylko listę zakupów. Może się jednak okazać, że nasze heksametry i metafory niejeden system zmogą. Oczywiście, maszyna pisała już wiersze, ale żadna sobie jeszcze nie musiała tak naprawdę poradzić z naszymi. Nie sądzę, żebyśmy na to jajo mieli czekać dwa tysiące lat. Więc z tymi idiotami, drodzy Państwo, to nie tak prędko.

© Wojciech Zamysłowski