Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Na tom poetycki Marty Zelwan „Graffiti” (Szczecin 2017) składa się trzydzieści niezbyt długich wierszy bez tytułów – mgławicowych, metamorficznych i onirycznych wizji, których tworzywem są zarówno konstrukcje językowe, jak i pojemne treściowo obrazy. Każdy z tych utworów to nowa bajeczna historia, w której przejawia się zdumienie światem, a jednocześnie jego afirmacja („prawie we wszystkim jest radość”). Sen pomieszany jest tu z jawą; to, co zobaczone, z tym, co wyobrażone i wyśnione; a symboliczne i archetypiczne przenika się nawzajem z realnym. Taki sen „na czysto” nie ma jednak formy ani fabuły, ponieważ „forma jest pustką”, a „fabuła to retusz, stara baśń”. Okazuje się tylko, że „coś było, minęło, poszło, przeszło”, bowiem kładący się cieniem na podłodze „czas jest coraz szybszy, coraz szybszy” i „już najwyższa pora zatrzymać go”.
Podmiot tych wierszy obserwuje (i opisuje): – „w chłodne, słoneczne poranki” graffiti cieni, które przez cały dzień sunie w dół ściany; – „przez lunetę poranka” małych, chmurnych ludzi, którzy zamieszkują „drobne wyspy chmur”; – „z wysokości powietrza” ruch na rtęciowo błyszczących autostradach, „którego śladem są sunące smugi”, „niekończące się linie snu” jak rysunki Picassa. Natomiast za „małymi drzwiczkami do lata” „ukryta jest magicznie usypana księga”. „Każdy, kto ją rozsypie, zobaczy swoje życie w jednym ziarnku piasku”.
Pojawiają się w tej zaspanej, poetyckiej bajce postacie nie z tego świata, jak Piętaszek czy „przybysze z Gwiazdozbioru Żaby” oraz „kobiety, które nabrały życia w dalekich snach”: „dziewczyna z koroną włosów na głowie jak na ilustracjach w księdze Pollyanny”, „Kobieta z Wroną”, „Dama z Amnezją”, „siostry Sisters, panna Ping, księżniczka z miasta Lira i uboga kobieta w czerni modelująca kapelusze”, „kobieta w kapeluszu naśladującym chmurę”, „córka Jana Sebastiana Bacha”, a na koniec jedna z tych kobiet „jako zgarbiona czarownica (...) przemienia widok w Czarodziejską Górę”.
I tak śni się i przeistacza ta historia, wyobrażają się czytelnikowi te wiersze, że nawet zwyczajne śniadanie okazuje się czymś niezwykłym, dzięki barwnemu opisowi poszczególnych dań, a także z powodu tego, że jest ono okazją, „abyśmy mogli jakoś przeżyć (...) dzień”. Marta Zelwan, wielokrotnie nagradzana jako pisarka, okazała się kimś, kto potrafi przekroczyć granicę świadomości; odkryć to, co nienazywalne, nieuchwytne, niedostępne człowiekowi epoki postwrażliwości; a jednocześnie opisać to ze sporą dozą ciepła, humoru i fantazji. I oczywiście tym samym dać świadectwo temu, co zobaczyła po drugiej stronie lustra czasu.
© Marek Czuku