Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Wojciech Juzyszyn Efemerofit
Gustaw Rajmus Królestwa
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Ulicą Zieloną krąży motorynka, arcyhałaśliwa zabawka, którą kupił sobie mieszkający tam młody człowiek. Ulica Zielona w Józefowie ma gładki asfalt, więc motorynka dobrze się tam czuje.
Znów kartkuję to znakomite kompendium, zredagowane przez Małgorzatę Szubert. Przeglądam „Leksykon” i co chwila natrafiam na hasła opisujące rekwizyty, które kojarzą mi się z epoką mego ojca. Oto na przykład „Laska spacerowa”: bez takiej właśnie laseczki Stefan Cisło nie ruszał się nigdy z domu. Potrzebował jej głównie do zabawy; maszerując, wywijał swoją trzcinką, lekką, zagiętą na końcu w półokrągły uchwyt.
Z kolei „Bekiesza”. Ojciec miał w praczasach bekieszę (urodził się w 1887), a jakże; futro to nazywano w rodzinie „świtką kuracyjną”, bo nakrywano nim chętnie zaziębionych, a oni ponoć pod ową „świtką” natychmiast zdrowieli.
O tym, że słynne „Próby” pana Michała z Górki nie są wyłącznie genialne.
Bywają chwilę, że patrzę na świat jakbym nie sam to robił, jakby ktoś jeszcze patrzył we mnie przeze mnie.
Siedzę i myślę, o czym by tu warto na serio pomyśleć? Może o moim zegarze na ścianie, opatrzonym inskrypcją „The Original Reverse Clock”? Jego wskazówki obracają się w lewą stronę, cofając niejako czas.
Schöppingen to małe miasteczko niedaleko westfalskiego Münsteru. Jesteśmy tu z Anią (listopad 2002) na kolejnym stypendium literackim. Mieszkamy w oficynie pewnego XIX-wiecznego Bauernhofu. Mamy okna sięgające do podłogi, a dalszym ciągiem tej podłogi, na zewnątrz, jest ostrzyżona łączka ze strumykiem, w którym mieszkają szczury wodne. I te zwierzątka często podbiegają do naszych okien, opierają się o nie łapkami i zaglądają do domu.
„Opowiedz mi, Dziadku. Książka do przechowywania wspomnień”. – Jest taki album na rynku. Córki podarowały mi tę księgę o pustych stronicach, abym ją wypełnił swoją obecnością (z myślą o wnukach, gdy dorosną). No więc wypełniam. Dojechałem do miejsca, gdzie album pyta o najważniejsze wydarzenie historyczne w jakim brałem udział. Odpowiedziałem, że być może najważniejsza historia dzieje się dopiero teraz, po roku 2015, i wszyscy mamy w niej jakiś udział.
W przestrzeni wewnętrznej
ucho i głos kuszą się nawzajem,
z równym zapałem
wywołują z nieistnienia;
obraz zobaczył oko,
pomysł wpada na umysł.
Kiedy ci, których kochamy,
Przestają rosnąć razem z nami – odchodzimy,
Aby nie odeszła od nas miłość,
Co sama jest rośnięciem.
Mnóstwo ludzi pożytecznych dla państwa nie stać i nigdy nie będzie stać na taki luksus moralny, jak czyste sumienie.